Czarodziejka siedziała wygodnie w fotelu pozawijana w koce i otulona poduchami.
Zapieckowy dbał o nią zdaje się nieco przesadnie, ale……. wybaczała mu to i chętnie dawała się rozpieszczać. W końcu po to był jej potrzebny mężczyzna w domu. żeby rozpieszczał. Przytulał. Ogrzewał. Był. Nawet najsilniejsza kobieta tego potrzebuje. Bycia kochaną. Bo kochać samego siebie, to czasem za mało. Tak sobie myślała czarodziejka, drapiąc za uchem czarno-białą kotkę przyniesioną z działek przez Zapieckowego.
„Skłębuszkowała się” – popatrzył Zapieckowy czule na dziewczynę w fotelu, „znaczy… dobrze jest”. Powędrował otworzyć zielone drzwi, gdyż właśnie ktoś zamierzał do nich zapukać. „Koci instynkt zawsze się przydaje. Mru.” I otworzył drzwi, za którymi do pukania przymierzała się MagicznaLalkarka.
– Cześć Kocie. Ja do lalki. – przywitała się nieco tylko zdziwiona, że otwarto jej zanim zapukała. W końcu to magiczny dom magicznych stworzeń, a i sama była magiczna.
– A o tam siedzą. Znaczy, tego… lalka leży, jakby… rozpadła się – poinformował Kot uprzejmie, usunąwszy się z drogi.
MagicznaLalkarka usiadła na zielonej kanapie obok poukładanych tam troskliwie członków lalki.
– No tak… za dużo emocji, negatywnych emocji… każdy by się rozpadł, nie tylko krucha lalka – mruczała niby do siebie, niby do czarodziejki.
– Naprawisz?? – zapytała czarodziejka znad szydełkowej robótki.
– Naprawię. Choć to wymaga nieco czasu. I serca.
– No, ty akurat masz, co potrzeba – uśmiechnęła się czarodziejka.
– Mam i opowieść adekwatną dla ciebie – MagicznaLalkarka zaczęła wyciągać z plecaka przybory potrzebne do naprawy lalki, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem ktoś zdążył przed Kotem.
– Sorry, byłem w kuchni – krzyczał Kot, sunąc do drzwi i ocierając z twarzy ślady bigosu.
„Wyżerał” uśmiechnęła się do swoich myśli czarodziejka. Lubiła to jego gotowanie i podjadanie, i śpiewy w kuchni (na melodię „jingle bells”) i w ogóle lubiła…
Za drzwiami stał mężczyzna.
– Pan do kota?? – zapytał Zapieckowy.
– PO kota – odparł przybyły zdecydowanie.
– Nie, nie, nie, nie, czy DO, czy PO, to zdecyduje kot i czarodziejka. To co? Wchodzisz gościu? – dość obcesowo zachęcił Zapieckowy nowego gościa do wejścia.
Czarodziejka czując wahanie gościa wskazała mu kanapę, a MagicznaLalkarka przysunęła do siebie części lalki, by nieznajomy mógł usiąść.
– Szukałem cię tak długo… – wyciągnął rękę do kotki. – Przecież cię kocham… Martwiłem się…
– Chwila, chwila, szanowny – wtrącił się Zapieckowy – prawdziwy mężczyzna – MĘŻCZYZNA, nie facecik powiadam!!! – zagrzmiał, aż czarodziejka i kotka skuliły się w fotelu.
– Przepraszam was – i pogłaskał obie, jakoś tak jednocześnie. – Otóż – zwrócił się do gościa – prawdziwy mężczyzna tak nie robi. Nie zostawia się ot tak kobiety, bo coś tam, bo się skończyło. Tobie się skończyło, a jej? Pytałeś ją jak się z tym czuje? Słuchałeś, gdy mówiła, że cię kocha? Gdy prosiła, żebyś wrócił? Dał wam szansę? Bo tobie źle? A jej? I TERAZ MÓWISZ ŻE JĄ KOCHASZ??!!??!! Jak kurrwa kochasz??!!
– Bardzo mi przykro.. Wstyd… Żałuję… – dukał wystraszony gość. Zapieckowy i jako kot, i jako mężczyzna był naprawdę duży. Wściekły robił się jeszcze większy. Srebrne zimne oczy miotały gromy, a głos grzmiał w całym domku, aż się szklana góra trzęsła.
– Kocie… – szepnęła czarodziejka czując, że wie już co pomoże tej parze – czy możesz nam przynieść coś do jedzenia? I kawa zdaje się „wyparowała” z dzbanka.
Mrucząc bardzo brzydkie wyrazy KotZapieckowy poszedł do kuchni. MagicznaLalkarka sączyła resztkę kawy z filiżanki.
– Mocne wejście – podsumowała występ Kota.
– Raczej wyjście – sapnęła czarodziejka, gdy huk ogłosił zamknięcie drzwi kuchennych za Zapieckowym.
– Wiem, co wam pomoże – zwróciła się do gościa wciśniętego w kanapę. – Radykalne wybaczenie.
– Ja… Ja wybaczyłem.. jej… nie chciałem do tego doprowadzić… nie chciałem, żeby tak się stało… nie byłem sobą… zrobię wszystko… strasznie mi przykro… wstyd, że ją do tego doprowadziłem… mam… mam… mam TO – z kieszeni kurtki wyjął obrączkę pasującą do tej, którą sam nosił na serdecznym palcu i wysunął w kierunku kociej łapki. – Za te, co pogubiliśmy…
– Nie – przerwała mu czarodziejka, wpatrzona srebrnymi oczami w jego ego, serce i Duszę – nie usprawiedliwiasz. WYBACZASZ. I nie jej. Ona tobie zresztą dawno wybaczyła. Nie na darmo zamieniła się w kota. Koty są mądre, a ona tę kocią mądrość w sobie miała. Wiedzę przedwieczną. Wybaczyła tobie dawno. Siłą wiedzy, mądrości ,miłości.
Teraz musisz wybaczyć SOBIE. Sobie samemu. Bez tego nie zbudujesz w swoim życiu NIC. Ani sam, ani z nią, ani z nikim innym. Nigdy. Rozumiesz? – zapytała.
– Chyba… chyba tak… chyba rozumiem… – szeptał gość wpatrzony w bladą twarz i pałające oczy.
– Więc dopóki nie będziesz absolutnie pewien, że rozumiesz i wiesz co zrobić, będziesz kotem! – Ledwie dostrzegalnym ruchem dłoni rzuciła czar zmieniający.
– Miauk – nowy czarny kot siedział zdziwiony na kanapie obok MagicznejLalkarki.
– No paczaj, jaki ty ładny, ty… – ta pomiziała go za uchem.
Czarno-biała EverythingSweet podeszła do kocura i liznęła go delikatnie w policzek. Kocurek przytulił się do jej mordki i tak sobie siedziały coś cicho szepcząc po kociemu.
– SPIEPRZAJDZIADU!!! – dobiegło z kuchni potężne zaklęcie i świst ścierki.
– Babcia – wyjaśniła MagicznejLalkarce czarodziejka. – Babcia gotuje bigos, a Zapieckowy próbuje… ciekawe ile ZOSTAŁO – zachichotała czarodziejka wracając do szydełkowania niemowlęcej czapeczki i włączając „żeby coś grało”.
Hanna Kocińska